Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 75.djvu/17

Ta strona została skorygowana.
—   2101   —

— Tylko cierpliwości! — rzekł kapitan, mimo, że sam odczuwał zniecierpliwienie. — Opowiem jeszcze więcej. Czy wiadomo panu kto żyje jeszcze, oprócz hrabiego? Zorski i domniemany dziedzic hrabiego — Mariano. Rozmawiałem z nim, spędziliśmy razem na tym statku sporo czasu.
— Niech pan opowiada, sennor! Albo niech mi pan raczej pozwoli stawiać pytania!
— Ależ chętnie! Niech pan pyta.
— Znam historię Zorskiego, aż do chwili jego wyjazdu z Hiszpanii. Poco wyjechał do Meksyku?
— Aby odnaleźć niejakiego Landolę. Nazwisko to jest panu zapewne nieznane?
— Nie, nie znam go. Cóż to za człowiek?
— Nazywa się Henrico Landola; jest kapitanem. W rzeczywistości to sławny Grandeprise, komendant statku pirackiego „Lion“. Zapewne znacie panowie jego historię?
— Tak, przypominam sobie — odparł Cortejo.
— Właściwymi sprawcami — ciągnął kapitan — są dwaj bracia Cortejowie. Ten przeklęty Landola jest ich zausznikiem i wykonawcą zleceń. Starłbym na miazgę, gdyby mi się kiedyś udało dostać go w swe ręce.
— Na nic lepszego nie zasłużył — zauważył Landola.
Kapitan ciągnął dalej:
— Znacie może niejaką Klaryssę, która przebywa obecnie w Rodrigandzie?
— Owszem — odparł Cortejo.
— Gasparino Cortejo poślubił ją w tajemnicy.