dlarz przywiózł piękna, białą niewolnicę. Spodobała się sułtanowi Harraru — chciał ją kupić. Ponieważ, nie znała języka i należała do rasy białej, sprowadzono hrabiego, który miał zostać tłumaczem.
— Czy ją zrozumiał? — zapytał Cortejo, trzęsąc się z ciekawości.
— Owszem zrozumiał ją odrazu — rzekł kapitan. — Po kilku pytaniach wymieniła nawet nazwisko hrabiego. To coś w rodzaju cudu. Zgadnijcie panowie, kim była ta niewolnica?
— Powiedz pan!
— Jeżeli panowie znają tak świetnie stosunki rodu Rodrigandów, wiedzą z pewnością coś niecoś o hacjendzie del Erina. Właściciel tej hacjendy, Pedro Arbellez ma córkę imieniem Emma. Ona była tą niewolnicą. Od niej też dowiedziałem się, gdzie można znaleźć resztę ludzi.
— Do licha! Istny z pana wilk morski! Wielka to sztuka określić położenie małej wysepki pośród nieskończonego oceanu na podstawie opowiadań dziewczyny, płynącej w tratwie, którą porwały fale.
— Nie moja w tym zasługa — odparł Wagner. — To Zorski określił wysokość i szerokość wyspy, nie posługując się żadnym instrumentem. Emma zapamiętała stopnie szerokości zupełnie przypadkowo.
— Ach, tak! — odparł Landola.
Kapitan spojrzał na zegarek i wstał.
— Dziękujemy z całej duszy! — rzekł Cortejo. — Słowa pańskie wywarły na mnie głębokie, niezatarte wrażenie.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 75.djvu/19
Ta strona została skorygowana.
— 2103 —