Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 75.djvu/26

Ta strona została skorygowana.
—   2110   —

nieznajomych. Potem uderzył kolbą o ziemię i rzekł:
— Możliwe, że sennores mają zamiar mnie podejść. Oświadczam jednak, że to raczej wam przy niesie szkodę. Zgadzam się na jazdę do Meksyku. Kiedy ruszamy?
— W najbliższej przyszłości. Czy Francuzi zbudowali jakąś kolej na terenie, który mamy przebyć?
— Owszem. Potrzebna im jest do wywożenia żołnierzy z Veracruz, gdzie szaleje żółta febra. Jedzie się niedłużej niż dwie godziny. Prowadzi przez La Soledad do Lomalto.
Kiedy Garndeprise wyszedł z pokoju rzekł Cortejo:
— Czego od was chcieć może? — Dlaczego nie zdemaskowaliście się przed nim?
— Pah! Nie mam wcale ochoty dostać kulką w łeb, lub bagnetem w bok.
— Do licha! Więc ten człowiek jest do tego stopnia niebezpieczny? Znacie go?
— Doskonale! To przecież mój brat.
Cortejo rozdziawił gębę.
— To wasz brat? I dybie na wasze życie?
— Tak, od dwudziestu lat szuka mnie, aby się zemścić.
— Za co?
— Za co? Hm, to do rzeczy nie należy.
— Po czyjej stronie jest właściwie prawo?
Musiecie wiedzieć, że po jego. Pozbawiłem go ojcowskiej schedy.
— Pakując mu kulę w łeb, pozbędziecie się go na zawsze.