Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 75.djvu/27

Ta strona została skorygowana.
—   2111   —

— Ani mi się śni! Spróbuję połączyć przyjemne z pożytecznym. Będę miał przyrodniego brata za przewodnika.
— A więc to brat przyrodni? W takim razie nie warto się z nim cackać. Śpieszmy do urzędu celnego. Trzeba jak najprędzej opuścić to gniazdo zarazy.

∗             ∗

Wkrótce po przybyciu statku kapitana Wagnera zawinął do przystani drugi parowiec i zarzucił kotwicę w pobliżu.
Wagner załatwił formalności okrętowe i wydał rozkazy. Miał zamiar wyjść na ląd; febra, szalejąca w mieście, nie odbierała mu ochoty to przechadzki. Polecił spuścić na wodę szalupę. Przy drabince znalazł się obok Petersa. Zobaczywszy go, zapytał z niechęcią:
— No i cóż, mój chłopcze, pomyliłeś się do tych dwóch obcych?
— Nie, kapitanie.
— Nie? — zapytał kapitan zdumiony i dotknięty.
— Miałem rację. Jeden z nich to marynarz, obydwaj zaś są oszustami. Mogę tego dowieść.
— W jakiż sposób?
— Czy ktoś, kto nosi fałszywe nazwisko, nie jest oszustem?
— Przeważnie tak. Ale czy dotyczy to naszych