Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 75.djvu/5

Ta strona została skorygowana.
—   2089   —

— Juarez! — przerwała Klarysa z najwyższym przerażeniem.
— Tak — odparł ze spokojem. — W jego ręku koncentrują się wszystkie nici. Jest o wszystkim lepiej poinformowany, niż reszta. Trzeba się będzie dowiedzieć, kto jeszcze zna tajemnicę. Czy przypuszczasz, że mogę się w tej sprawie zdać na Landolę, lub na Pabla?
— Nie. Obydwaj nas oszukali i obydwaj muszą zginąć.
Klarysę przeszedł zimny dreszcz.
— A córka jego Józefa? — zapytała, oddychając z wysiłkiem.
— Zginie razem z nim.
Klarysa uśmiechnęła się zadowolona i objęła ramieniem szyję Gasparina.
— Dziękuję ci, dziękuję! — zawołała. — A więc nareszcie Alfonso będzie prawdziwym hrabią de Rodriganda! Będzie rządził się sam na wszystkich posiadłościach, a my, jego rodzice, będziemy rzeczywistymi panami!

W PRZEBRANIU.

W porcie stołecznego miasta Brazylii Rio de Janeiro stał na kotwicy niewielki zgrabny parowiec. Widać było, że statek służy osobie prywatnej.
Lekka smuga dymu, wychodząca z komina, wskazywła na to, że napalono już w piecach i okręt wkrótce opuści przystań.