nawiść. Wiedząc, że na drodze sądowej niczego nie osiągnę, przysiągłem sobie, że zemszczę się na nim wcześniej czy później.
— Ten sam wypadek, co ze mną. Zupełnie ten sam!
— Starałem się go odnaleźć, napróżno. Mijały lata. Dowiedziałem się, że łączą go bliskie stosunki z Gasparinem Cortejo. Udałem się do Hiszpanii, zostałem sekretarzem sennora Veridante, którego Cortejo wysłał teraz do Meksyku, jako swego pełnomocnika. Zostaliśmy przyjaciółmi.
Cortejo nie przeczuwał nawet, że w przeddzień naszego odjazdu zdradza miejsce pobytu mego wroga. Teraz spotkam Landolę w Santa Jaga. Zamówiliśmy go tam przez specjalnego gońca. Przedtem jednak chciałbym zbadać trupa mej baletnicy. Różne myśli krążą mi po głowie na temat jej śmierci. Czy wiadomo wam, w jaki sposób można w przeciągu kilku sekund zabić kobietę o długich, bujnych włosach, nie zostawiając na jej ciele żadnych znaków?
— Nie. Ale cóż włosy mają z tym wspólnego?
— Zakrywają ślady.
— Ach, to zastanawiające! Opowiadano mi kiedyś o podobnym wypadku. Pewna kobieta przebiła delikatnym gwoździem głowę swego śpiącego męża.
— Macie rację. Gwoździem bez główki. Gwóźdź zginął wśród włosów.
— Hm. Chcecie zbadać dokładnie?
— Tak.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 76.djvu/20
Ta strona została skorygowana.
— 2130 —