— Przed jakąś godziną, do Lomalto. To ostatnia stacja.
— Czy były w pociągu osoby cywilne?
Żołnierz zrobił figlarną minę i chytrze zmrużył oczy.
— Właściwie nie.
— A niewłaściwie?
— Tego nie wolno mi zdradzić, jestem zwrotniczym; zabrał ich zaś mój przełożony.
— Dobrze. Więc formalnie nie zabrał nikogo. A naprawdę ile było osób?
— Tylko trzy.
— Jakże wyglądali?
Żołnierz opisał całą trójkę. Gdy skończył, kapitan Wagner rzekł:
— Oni, bezwątpienia oni! Nie wiem tylko, kto ten trzeci. Nie było go na pokładzie.
— Dowiemy się i o tym — rzekł Robert. Kiedy odchodzi następny pociąg?
— Dopiero za trzy godziny. Musimy czekać na lokomotywę z Lomalto. Przywiezie pociąg, pełen żołnierzy.
— A przedtem nie odchodzi żaden towarowy?
— Nie.
— Dziękuję wam, kolego.
Robert odszedł wraz z towarzyszami.
— A więc umknęli! — zawołał kapitan, zgrzytając zębami. — To moja własna wina, tylko moja! Co robić?
— Musimy być cierpliwi, drogi przyjacielu, — uspakajał Robert. — W każym razie nie ulega wąt-
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 76.djvu/25
Ta strona została skorygowana.
— 2135 —