— Do licha! — mruknął. — Któż to taki? Czy mnie szukają? Chcą mnie aresztować? Muszę ostrzec towarzyszy!
Zaczął pełzać w kierunku, w którym poszli Cortejo i Landola. Nie znalazł ich jednak. Szukał dalej, bacząc, aby nie natknąć się na nikogo. Zobaczył wśród krzaków promień światła. Idąc za nim, doszedł do grobowca Rodrigandów, przy którym słychać było głośną rozmowę.
— Leży tutaj! — rzekł ktoś.
— Ach, trup! Chcieli włożyć do trumny hrabiego. Jeńcy muszą powiedzieć, z jakiego grobu go wykopali.
— Schwytali ich — pomyślał Grandeprise. — Niemiła historia. Nie zrobili nic złego, ale panowie Francuzi nie będą się z nimi długo cackać. Jakże w takim razie pochwycą Landolę? Muszę się postarać o ich zwolnienie.
Ukrył się za jednym z pomników i zaczął podglądać, co się dalej stanie.
Sprowadzono Corteja i Landolę i postawiono obok trupa.
— Skąd wzięliście zwłoki? — zapytał alkad.
Milczenie.
— Dosyć! — rzekł Robert — Zbrodniarze milczą zwykle, gdy już nie mają nic do stracenia. Z nadejściem dnia zobaczymy, z którego grobowca wykradziono trupa.
— Ma pan rację — rzekł alkad. — Do tego czasu wszystko powinno pozostać tak jak jest. Po-
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 77.djvu/12
Ta strona została skorygowana.
— 2150 —