— Ja — odparł spokojnie Sępi Dziób.
— Widzę. Kto pan jesteś?
— Jestem nietutejszy.
— I to widzę. Czego pan chce?
— Chcę pomówić z wami.
— I to zauważyłem. Nie mam jednak czasu! Dobranoc!
Odźwierny chciał zamknąć bramę, ale Sępi Dziób mu przeszkodził. Ujął go za ramię i, mimo że odźwierny wyglądał starzej od niego, rzekł:
— Zaczekaj jeszcze chwilę, mój drogi chłopcze. Czy wiadomo ci, co to jest duro, lub dolar?
— Pięć razy tyle, co frank.
— A więc dam ci dwa dolary, albo dziesięć franków, jeżeli zechcesz otworzyć gębę i udzielić mi kilku informacyj.
Podobna gratka nieczęsto się odźwiernemu trafiła. Spojrzał osłupiałym wzrokiem na rozrzutnego cudzoziemca i zapytał:
— Czy to prawda, sennor? Jeżeli tak, to dawajcie pieniądze!
— Nie, nie, mój synu. Naprzód muszę wiedzieć, czy mi będziesz odpowiadać.
— Będę.
— Bardzo mnie to cieszy. Oto dziesięć franków.
— Dziękuję, sennor! Sen jest każdemu człowiekowi pracy bardzo potrzebny, ale za taki napiwek jestem zawsze do usług. Pytaj, sennor!
— Niewiele mam pytań. Czy dużo gości mieszka dziś w gospodzie?
— Niewielu. Dziesięciu, może jedenastu.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 77.djvu/28
Ta strona została skorygowana.
— 2166 —