Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 77.djvu/8

Ta strona została skorygowana.
—   2146   —

mój nos i wyobraź sobie minę człowieka, który spodziewa się zastać pustą trumnę, otwiera ją i — — widzi taki koszmarny obuch! Zamykaj wieko!
Policjant wahał się. Robert chciał również zaprotestować. Nagle na górze rozległ się jakiś szmer.
— Do kroćset, zamykaj, bo będzie za późno! — szepnął Sępi Dziób, sztywno wyciągając ręce wzdłuż ciała.
Nie było innego wyboru. Policjant zamknął ostrożnie wieko i ukrył się czym prędzej.
W grobowcu zapanowała śmiertelna cisza, zakłócił ją nagle dźwięk klucza. Po chwili rozległy się kroki. W blasku latarni ukazali się Landola i Cortejo.
Robert stał obok Petersa.
— Czy to oni? — szepnął.
— Tak — odpowiedział zapytany.
Landola rzekł do towarzysza:
— Poświećcie dokoła!
Cortejo spełnił polecenie. Po chwili znaleźli trumnę; napis którego szukali, wyryty był złotymi zgłoskami.
Policjant nie miał czasu włożyć wieka w łożysko. Gdy Landola dotknął mocniej trumny, wieko spadło z hałasem i obydwaj złoczyńcy ujrzeli olbrzymi nos i nieruchomo utkwione w nich oczy Sępiego Dzioba.
Wydali okrzyk nieludzkiego przerażenia, kostniejąc ze strachu. Znieruchomieli. Cortejo stał jak posąg, trzymając latarkę w ręku.
Odzyskali mowę po upływie kilku sekund.