krzesła z miną, która nie pozostawiła wątpliwości, że jest z wizyty bardzo zadowolony. Stał przed nim niski, krępy człowieczek. Obrzękłe, pełne policzki świadczyły, że nie należy do amatorów postu; małe oczki świeciły mile i wesoło. Wyraz ten jednak mógł w każdej chwili przeobrazić się we wręcz przeciwny. Całe zachowanie się wskazywało, że człowiek ten świadomy jest swej godności.
— Witajcie, witajcie, sennor Arrastro! — rzekł Hilario, wyciągając do wchodzącego obydwie ręce. — Mówiąc szczerze, nie spodziewałem się pana.
— Przynoszę dobre nowiny.
— Skąd? Z głównej kwatery Juareza?
— O nie! Jakże mogą być dobre wieści z jaskini hieny?
— A więc wiadomości z obozu marszałka francuskiego?
— Także nie. Z głównej kwatery cesarskiej.
— Ach! Od samego cesarze?
— Nie. Cesarz jest trzciną. W mocnych rękach może wyrosnąć i rozwinąć się, bez opieki jednak lada podmuch wiatru zegnie ją w dół. — Przychodzę od wodza naszego związku i chcę zadać w jego imieniu kilka pytań.
— Jestem gotów odpowiedzieć. Może jednak pokrzepimy się czymś przy rozmowie:
Hilario otworzył po tych słowach małą szafkę i napełnił dwie szklanki. Trącili się i podnieśli szklanki do ust. Gość patrzył badawczo na szklankę. Widocznie chciał się przekonać, czy Hilario pić będzie
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 78.djvu/11
Ta strona została skorygowana.
— 2177 —