naprawdę. Ujrzawszy, że starzec wychylił połowę swej szklanki, wypił również nieco słodkiego, mocnego napoju. Czyżby podejrzewał, że wino zawiera jakieś szkodliwe składniki? Czyżby uważał Hilaria, którego przywitał tak uprzejmie, za truciciela?
Postawili szklanki na stole i usiedli. Mały grubas rzekł:
— Możne mówić spokojnie? Nikt nas nie szpieguje?
— Nikt.
— I nikt nie podsłucha naszej rozmowy?
— Nikt. Ilekroć mam jakąś wizytę, na warcie stoi mój bratanek.
— Pomówmy więc o polityce, a raczej o pewnej sprawie politycznej...
Wzrok Arrastra padł na otwartą księgę, którą Hilario położył na stole. Wziął ją w rękę, spojrzał na tytuł, przerzucił kilka kartek, potem uśmiechnął się i skinął porozumiewawczo głową:
— Czyta pan tę książkę? Wiadomo panu, że jest w niektórych krajach zabroniona?
— Owszem. Ale autor uczy wspaniałej mądrości życia.
— W takim razie warto ją przeczytać. I ja ją znam. Przyznaję, że dała mi dużo zadowolenia. Jakie jest wasze zdanie o rozdziale, który omawia wybór środków, prowadzących do poskromienia władców?
— Hm — odparł starzec z przezorną rezerwą. — Mam wrażenie, że tutaj autor pozwala sobie na zbyt wielką swobodę.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 78.djvu/12
Ta strona została skorygowana.
— 2178 —