Grubas obrzucił Hilaria badawczym wzrokiem i rzekł:
— We wszystkim nas i w każdym poszczególnym człowieku żyje duch Boży, który do każdego przemawia w zrozumiały dlań sposób. Nauki i prawidła, które daje jednym, nie nadają się dla drugich. Jest to filizofia okrutna, szydząca ze wszystkich ustaw, pozwalająca czynić każdemu to, co mu się podoba. Jest to apologia zła, zniszczenia.
Mały grubas pozornie zamyślił się i udawał, że jest cały pochłonięty tym, o czym mówił przed chwilą. W rzeczywistości milczał jedynie po to, aby zbadać, jaki skutek wywarły jego słowa na starcu. Pełna twarz Arrastra, promieniejąca zadowoleniem wewnętrznym, miała drapieżny wyraz. Jeśli imię zdradza i określa człowieka, to grubas był klasycznym tego dowodem.
Hilario mówił doń: — Arrastro. — Znaczy to mniej więcej: — Stworzenie skradające się — albo, ściśle mówiąc, coś w rodzaju drapieżnego zwierza. Człowiek ten skradał się do swojej ofiary rzeczywiście krokami drapieżnego zwierzęcia.
— Czy mogę uważać, że zgadza się pan na moją koncepcję?
Starzec wzruszył ramionami:
— W ogólnych zarysach — tak, a w szczegółłach — nie. Pochlebia mi to, że każdy człowiek, a więc i ja, oświetlony jest blaskiem ducha. Okoliczność jednak, że oświetlenie to bywa różne, zależne od zdolności, zmusza mię do twierdzenia, że dwaj ludzie nie mogą mieć nigdy zdania identycznego, a
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 78.djvu/13
Ta strona została skorygowana.
— 2179 —