— A więc powiem krótko i wyraźnie: cesarz Maksymilian jest nieszczęśliwym poczciwcem. Popełnił błąd, wierząc, że uszczęśliwi Meksyk, nie można jednak zaprzeczyć, aby nie cieszył się sympatią całego świata. Powinien abdykować. Ale to nie leży w naszym interesie. Musi go spotkać los znacznie gorszy, a sprawcą trzeba uczynić Juareza. Jednym słowem — Juarez musi się stać mordercą cesarza Maksymiliana.
Doktór zerwał się z krzesła.
— Do licha! Wtedy byłby istotnie zgubiony. Wtedy potępiłby go cały świat. Nastąpiłby kres jego kariery.
— Tak jest. A potem? Nie byłoby ani Napoleona, ani Austriaka, ani Juareza. Wygralibyśmy grę!
— Do tego jednak nigdy nie dojdzie... Nie znajdziemy człowieka, który skłoniłby Juareza do splamienia się przelaną krwią cesarza.
— Och, znam kogoś, kto do tego doprowadzić powinien i doprowadzi. Człowiekiem tym jesteś pan — doktór Hilario z Santa Jaga!
Trudno opisać wyraz twarzy starca. Widać było, że słowa Arrastra przeraziły go raczej, niż zaskoczyły.
— Do kroćset diabłów! Jakaż byłaby w tym moja rola? — zapytał bezradnie.
— Nic panu na myśl nie przychodzi? Tyle jest delikatnych, dowcipnych dróg i sposobów. Maksymilian ma słabą wolę, jest marzycielem. Namalujcie mu koronę, a będzie wierzył, że farba jest prawdzi-
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 78.djvu/16
Ta strona została skorygowana.
— 2182 —