Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 78.djvu/18

Ta strona została skorygowana.
—   2184   —

wszystko jest przygotowane. O cofnięciu się nie ma mowy.
— Mimo to zmuszony jestem odmówić.
Arrastro wstał. Twarz jego nagle przybrała wyraz bezlitosny. Przeszył wzrokiem Hilaria.
— Chce pan naprawdę odmówić? Mimo ścisłego rozkazu?
— Okoliczności zmuszają mnie do odmowy.
— Zna pan zasady naszego związku?
— Owszem.
— Czegóż może się spodziewać ten, kto się waha? Kary śmierci!
— Kary śmierci? — zawołał Hilario, blednąc jak trup. — Któż ma prawo ją wymierzać? Nie uznaję jej!
— Pah! Uznał ją pan, wstępując do stowarzyszenia.
— Zostawcie mi przynajmniej czas do namysłu.
— Poco się namyślać, gdy wszystko już postanowione. Musi pan być tak samo ślepy i bezwzględnie posłuszny, jak każdy członek stowarzyszenia.
Starca przeszedł zimny dreszcz.
— W jaki sposób chcecie wpłynąć na Maksymiliana? — wyjąknął wreszcie.
— Hm. Powiem, jakkolwiek nie jestem zobowiązany do takiej szczerości... Ale, ale, przychodzi mi na myśl pewna sprawa, o której nie chciałem zapomnieć. Czy istnieje trucizna, zabijająca ducha?
Doktór był przekonany, że pytanie nasunęło się grubasowi zupełnie przypadkowo. Odezwał się