w nim lekarz. Odpowiedział więc, nie przeczuwając nic złego:
— Hm, możnaby pomyśleć o kurara. Paraliżuje ośrodki nerwowe. Człowiek nieruchomieje, wpada w stan pozornej martwoty, ma jednak dokładną świadomość tego, co się z nim dzieje. Czuje każdy powiew, każde najdrobniejsze ukłucie igłą. W pewnej kombinacji kurara sprowadza śmierć, w innej tylko obłęd ducha, nie niszcząc ciała.
— Zna pan tę mieszaninę?
— Nie.
— Czy istnieje jeszcze jakaś trucizna, która sprowadza obłęd, nie rozkładając ciała?
— Nie — odparł Hilario wstrzemięźliwie.
— A jednak wymieniono mi niedawno nazwę tej trucizny. Nazywa się toloadżi.
— Toloadżi? — rzekł starzec z udanym zdziwieniem.
— Hm.
— Hm? Zna to pan?
— Nie. Nie znam.
— Dziwne. Bardzo dziwne. Toloadżi to przecież pospolita roślina.
— Być może, ale nie znam jej działania.
— Podobno działa niemal zupełnie tak, jak wilcze mleko. Kilka kropel tego magicznego płynu, bez smaku i bez zapachu, sprowadza nieuchronny obłęd; natomiast ciało pozostaje zdrowe i może przetrwać długie lata. Rośliną tą unieszkodliwiają się wzajemnie politycy, rywale, wrogowie i konkurenci. Przypuszczam, że słyszeliście, iż przy pomocy pa-
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 78.djvu/19
Ta strona została skorygowana.
— 2185 —