Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 78.djvu/3

Ta strona została skorygowana.
—   2169   —

Sępi Dziób obrzucił go ostrym spojrzeniem.
— Szukacie? Hm, hm. Nie znaleźliście go jeszcze?
— Niestety.
— Hm, hm. Myślałem, że strzelcy mają dobrze oczy.
— Zdaje mi się, że mam wzrok nienajgorszy.
— Tak, ale mam wątpliwości, czy go umiecie używać.
Grandeprise zasępił się.
— Chcecie mnie obrazić?
— Skądże znowu! Usiądźcie w hamaku, ja usiądę na krześle. Powiem wam coś.
— Siadajcie. Słucham!
Sępi Dziób usiadł na krześle, splunął potężnie, odgryzł porządny kawałek gumy tytuniowej. Umieściwszy gumę w odpowiednim miejscu policzka, rozpoczął:
— Muszę wam po przyjacielsku powiedzieć, że uważam was albo za nieprawdopodobnego łotra, albo za politowania godnego matołka.
Grandeprise zerwał się błyskawicznie z hamaka, wyciągnął rewolwer, stanął przed Sępim Dziobem i zawołał groźnie:
— Piekło i szatani! Czy wiecie, jak się odpowiada na tego rodzaju obelgi?
Sępi Dziób skinął spokojnie głową.
— Strzelcy załatwiają tego rodzaju sprawy ba-