— Pewien kolega przekazał mi go do wyleczenia.
— Lekarz?
— Tak, lekarz Zorski.
— Doktór Zorski? — zawołał Cortejo. — Czy wiadomo panu, gdzie się ten kolega znajduje?
— Owszem. Zna pan go może?
— Słyszałem o nim jako o...
Cortejo przerwał nagle, Landola ujął go bowiem za ramię i zawołał, obrzucając Hilaria nienawistnym spojrzeniem:
— Ani słowa więcej! Czyż nie widzicie, że starzec bawi się nami jak kot z myszą?
— Powiada sennor, że się z wami bawię? Zamieniliśmy role. To wy chcieliście się mną zabawić. Przecież nie ja do was przyszedłem, przecież wy ukrywaliście twarze pod szminką!
— Nie mogliśmy postąpić inaczej.
— Sennor jesteś kapitan Henrico Landola, tak?
— Do stu tysięcy świętych i diabłów! Wszystko mi jedno, niech się dzieje, co chce. Tak, jestem Henrico Landola!
— Doskonale! Sennor zaś jesteś Gasparino Cortejo, prawda?
— Tak.
— Nareszcie! Powiedzcie mi szczerze, co was sprowadza do Meksyku?
— Przecież wie pan o tym dobrze — odpad Landola. — Ale kto panu to zdradził, kto?
Z groźną miną uderzył pięścią w stół. Lekarz potrząsnął głową.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 78.djvu/30
Ta strona została skorygowana.
— 2196 —