Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 78.djvu/8

Ta strona została skorygowana.
—   2174   —

— Mylicie się — rzekł. — Są znacznie bliżej. Nie uwierzycie nawet, jak blisko.
Sępi Dziób uśmiechnął się pobłażliwie.
— Macie rację, że nie uwierzę. A więc sądzicie, że Landola i Gasparino są w gospodzie? Czy możecie wejść do ich pokoju?
— W każdej chwili.
— Dobrze; zaraz się przekonamy.
— Obudzimy ich. Już ja się z nimi rozprawię!
— Nie obudzimy ich, bo ich nie ma wcale.
— W takim razie przyjdą.
— Przeczucie mówi mi coś złego. Chodźmy, zobaczymy.
Wzięli latarki i udali się na palcach do pokoju, zajmowanego przez Corteja i Landolę. Weszli bez trudu. Sępi Dziób miał rację — w pokoju nie było nikogo.
— Wrócą przecież! — rzekł Grandeprise.
— Tak przypuszczacie? Byliby? głupcami, gdyby wrócili. Z nadejściem dnia wieść, o fałszywym oficerze i zbiegłych aresztantach rozejdzie się po całym mieście Rozpoczną się poszukiwania, wywiady. Ci dwaj są za mądrzy, by czekać, aż ich pochwycą. Już ich nie ma w mieście.
— Zostawiliby mnie tutaj?
— Dlaczego nie? Czy i na to mam dawać wam dowód? Patrzcie tylko.
Sępi Dziób oświetlił latarką podłogę, schylił się i wskazał na coś strzelcowi Grandeprise zapytał:
— Co takiego?