Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 79.djvu/20

Ta strona została skorygowana.
—   2216   —

— W jakim celu pan podróżuje?
— Jadę w sprawach osobistych. Mam nadzieję spotkać tam krewnych.
— Czy towarzyszące panu osoby należą do służby?
— Są to raczej przyjaciele.
— Aha. Hm. Przyjaciele. Czy jeden z nich nie nazywa się Sępi Dziób?
— Owszem.
— W takim razie proszę o pofatygowanie się ze mną do generała, który jest komendantem miasta.
— Cóż to ma znaczyć?
— Nie jestem upoważniony do udzielania w tym względzie informacji.
— Czy mam panu towarzyszyć jako jeniec?
— Nie chcę używać tego słowa. Generał polecił mi sprowadzić pana wraz z towarzyszami.
— Jesteśmy do pańskich usług, panie rotmistrzu.
— Dobrze. Proszę za mną!
Ujęli konie za uzdy i ruszyli pod eskortą żołnierzy i rotmistrza.
Pzeklęta historia! Czego chcą od nas? — szepnął Sępi Dziób do strzelca Grandeprise‘a, wypluwając kawał tytoniu, na miejsce którego wpakował drugi o kolosalnych rozmiarach.
— Któż to wiedzieć może? — odparł zapytany. — Może podejrzewają, że jesteśmy szpiegami.
Minąwszy konne oddziały żołnierzy, dotarli do