— No, więc teraz już pan wie, że chcę usłyszeć nazwisko.
— Prawdziwe, czy przybrane?
— Prawdziwe.
— Prawdziwe? Hm. Z tym będzie trudniej — rzekł Sępi Dziób po namyśle.
Generał zmarszczył czoło.
— Jakto? Czy pan ma jakąś podstawę do tego, by nie posługiwać się prawdziwym nazwiskiem? To wzbudza podejrzenia!
— Z tym będzie trudniej — powtórzył Sępi Dziób lekceważąco. — Od tak dawna nikt nie nazywał mnie prawdziwym imieniem, że je prawie zapomniałem.
— Więc przypomnij pan sobie. No?
— Hm. Mam wrażenie, że się nazywam William Saunders.
— Skąd?
— Skąd się nazywam?
— Nie. Skąd pochodzicie? — zagrzmiał generał.
— Ze Stanów Zjednoczonych.
— A drugie nazwisko?
— Sępi Dziób.
— Ah! To nom de guerre! Chętnie nadają je sobie przestępcy. Któż pana tak nazwał?
— Towarzysze.
— Spodziewałem się. Mieszkali zapewne w tylnych kwaterach?
— W tylnych kwaterach? — rzekł Sępi Dziób
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 79.djvu/22
Ta strona została skorygowana.
— 2218 —