— Twierdzą, że strzela pan bardzo trafnie.
— Tak? Bardzo mnie to cieszy! Dobry strzelec z przykrością dowiaduje się, że strzelał napróżno.
— Dosyć błazeństwa! — zawołał generał ze złością. — Chodzi tu o śmierć i życie!
Sępi Dziób zdumiał się.
— O śmierć i życie? Jakże to?
— Sam pan tego nie rozumie? Jeżeli tak, to należy się litować nad pana ubóstwem umysłowym. Strzelał pan do Francuzów, jesteś więc mordercą.
— Mordercą? — zapytał szybko Sępi Dziób.
— Tak. A z mordercami rozprawiamy się krótko.
— Racja. Pakuje im się kulę w łeb, lub wiesza na stryczku, — potwierdził Sępi Dziób. Któż mi jednak udowodni, że jestem mordercą?
— Już sprawa udowodniona.
— Oho! Jestem kombatantem, nie mordercą. Zaczyna mi coś świtać w głowie. Ci trzej widzieli mnie podczas bitwy; teraz poznali i donieśli.
— Istotnie. Dekret cesarski każe rozstrzeliwać buntowników.
— Buntowników? Pffttf, pfffttf!
Splunął nad głową generała, gasząc ciemną śliną jedną ze świec łojowych, które stały na stole.
— Ja mam być buntownikiem? — powtórzył. — Panie generale, czy będzie pan łaskaw przeczytać te papiery?
Wyciągnął z kieszeni kilka dokumentów i podał jeden generałowi. Rzuciwszy nań okiem, oficer zawołał:
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 79.djvu/25
Ta strona została skorygowana.
— 2221 —