— Podła pogoda.
— Przeciwnie. Jest bardzo ładna.
Odwrócił głowę, spojrzał na nią ze zdumieniem, jakgdyby powiedziała coś niepojętego i mruknął:
— Co? Jak? Ładnie?
— Oczywiście. Popatrz tylko.
— Patrzyłem przez cały dzień, ale nic ładnego nie zauważyłem. Nikt nie przychodzi do gospody, nikt nic nie kupuje, nie ma z kim pogadać.
— Ach tak! Masz rację, przyjmując ten punkt widzenia. Nie ma nikogo — rzekła z pewnym smutkiem.
— Tak. nawet. — zięcia!
Pirnero spojrzał ostro na córkę. Pochyliła głowę; na twarz jej wystąpiły rumieńce.
— I cóż? — rzekł. Cóż powiesz o zięciu?
— No, gdzie masz rozum, słuch? Pamiętasz, ile wysiłku kosztowały mnie starania o zięcia?
— Tak — potwierdziła, nie chcąc pogarszać jego humoru.
— Był tu mały Adré. Przystojny, miły kawaler.
— Hm.
— Cóż mruczysz? Chłop w sam raz. Piwowar; Potem zjawił się następny.
Nie pytała, kogo ojciec ma na myśli. Zawołał więc:
— No? Następny! Wiesz, kto taki?
— O kim mówisz?
— O Sępim Dziobie?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 79.djvu/28
Ta strona została skorygowana.
— 2224 —