Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 79.djvu/6

Ta strona została skorygowana.
—   2202   —

— Mogę się dzięki temu znaleźć w przykrej sytuacji. Na wszelki wypadek trzeba sprzątnąć tych łotrów.
— Tak, usunęłoby to poszlaki. Ale zapomnieliśmy jeszcze o kimś. O tym przeklętym sir Lindsey‘u.
— Ach, ten Anglik? Prawda — przyznał starzec.
— Gdzież być może?
— Jako pełnomocnik Anglii należy zapewne do orszaku Juareza.
— W takim razie rozprawimy się z nim później. W tej chwili, zdaje się, w hacjendzie przebywają najgroźniejsi dla nas wrogowie. Trzeba będzie zawładnąć tym gniazdem os.
— Niełatwa sprawa — zauważył lekarz. — Hacjenda jest bardzo rozległa, zbudowana z cegieł.
— Cóż więc począć?
— Mam myśl — rzekł Cortejo. — Jesteście przecież lekarzem, sennor Hilario.
— Jaki to ma związek z hacjendą?
— Związek wielki i widomy. Musiałby tam ktoś pojechać... — Jak się przyrządza posiłek w takiej hacjendzie?
Hilario zmiarkował natychmiast, co Cortejo ma na myśli.
— Wodę do gotowania czerpie się zawsze z wielkiego kotła, wmurowanego w piec
— Doskonale. Więc plan moi da się zrealizować. Chodzi o to, aby ktoś rzucił proszek do tego kotła.
— Kogo posłać?
— Ja jechać nie mogę — rzekł Cortejo.