— Z del Erina. A ty?
— Ze stolicy.
Młody człowiek wmieszał się do rozmowy
— Jakto? Panowie się znają? — rzekł wesoło. — Niech mi więc będzie wolno zapytać, kim jest ten sennor i dlaczegoście panowie wybrali taką formę przywitania?
— Cóż w tym dziwnego? — odparł Sępi Dziób. — Chciał wyjść z pokoju w chwili, gdy przechodziłem przez korytarz. Uderzył mnie drzwiami w nos. Dałem mu w twarz. On nie został dłużny. Bawiliśmy się na wzajem w mordobicie, dopóki nie przyszedł pan z latarką, sennor Robercie. W pokoju wam powiem, kto to taki. Chodź, stary!
Sępi Dziób wziął Gerarda pod ręką i wprowadził do pokoju. Wszyscy trzej opowiedzieli sobie, co ich sprowadza do Santa Jaga. Mówili lakonicznie nie trwoniąc słów.
— Gdzie jest Grandeprise i marynarz? — zapytał Gerard.
— Mają pokój na dole — objaśnił Robert.
— Szukamy jednego człowieka — doktora Hilaria. Czy znacie klasztor?
— Nie. Ale był tam Grandeprise.
— Wybierałem się właśnie na zwiady.
— Ja również. Przy tej okazji raczyłeś pogłaskać drzwiami mój nos — rzekł Sępi Dziób, szczerząc zęby. W tej chwili wszedł Grandeprise.
Po przywitaniu Gerard spytał go.
— Byliście kiedyś w pokoju doktora Hilaria?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 80.djvu/26
Ta strona została skorygowana.
— 2250 —