stał nikogo. Już chciał wrócić do przedniego pokoju, gdy nagle usłyszał na dworze kroki dwóch osób. Raczej pod wpływem impulsu, niż obliczenia, cofnął się do sypialni i przymknął drzwi za sobą, nie zamykając ich szczelnie.
Zobaczył przez szparę, jak do pokoju wszedł jakiś grubas w towarzystwie młodzieńca o powierzchowności służącego. Jak wnosił z opisanego mu wizerunku Hilaria, żaden z nich nie był doktorem.
Grubas rozparł się wygodnie w krześle i zapytał:
— A więc stryj odjechał dopiero niedawno? Nie wiesz, co go tak długo zatrzymywało?
— Nie wiem.
Grubas obrzucił młodzieńca błyskawicznym, ostrym spojrzeniem i ciągnął dalej:
Jesteś jedynym krewnym Hilaria, co?
— Tak. Jedynym.
— Należałoby więc przypuszczać, że ma do ciebie zaufanie.
— Istotnie.
— Czy wiesz, poco stryj wyjechał do stolicy?
— Ma się postarać, aby cesarz nie odszedł razem z Francuzami, aby Juarez sądził i skazał Maksymiliana.
— Słuchaj więc. Muszę dziś w nocy odbyć daleką przejażdżkę konną w tej sprawie. Jeżeli będziesz równie wierny, jak stryj, nie minie cię nagroda. Idę teraz. Oto polecenie dla przywódcy wojsk. Wręcz mu je, gdy przyjdzie. Dobranoc.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 80.djvu/28
Ta strona została skorygowana.
— 2252 —