Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 81.djvu/11

Ta strona została skorygowana.
—   2263   —
W ZACATECAS.

Pożegnawszy się z Gerardem i Marianem, którzy pozostali w klasztorze, kompania nasza wyruszyła po obiedzie. Po upływie trzydziestu sześciu godzin przybyto szczęśliwie do Zacatecas.
Zorski i Robert udali się wprost do prezydenta. Juarez był pochłonięty pracą, skoro się jednak dowiedział, kto prosi o posłuchanie, polecił wpuścić obydwu gości.
Gdy weszli, wysoki, barczysty Juarez stał oparty o stół. Oczy jego, smutne i poważne zazwyczaj, zabłysły na widok Zorskiego z radością. Podszedł doń i, wyciągając ręce, rzekł:
— Czy wzrok mnie nie myli, sennor? Kiedy mi zameldowano o waszym przybyciu, nie chciałem wierzyć własnym uszom. A więc nie prawda to, że spotkało was wielkie nieszczęście?
— Przeciwnie, zupełna prawda, sennor, — odparł Zorski z powagą. — Ratunek zawdzięczamy temu oto młodzieńcowi. Pozwólcie, że go przedstawię. Porucznik huzarów gwardii, Robert Helmer.
— Ah, pochodzi pan z Zalesia? Sennor jesteś synem kapitana Helmera i bratankiem Grzmiącej Strzały?
— Tak.
— Witam więc z całego serca! Powiedz mi, drogi Matava-se, gdzie i w jaki sposób uwięziono was znowu?
Zorski opowiedział. Opisał okropny, bezna-