Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 81.djvu/14

Ta strona została skorygowana.
—   2266   —

cas! — zawołał prezydent, obejmując generała za szyję. — Przypuszczałem, że jesteś po tamtej stronie stolicy. Czy stało się jakieś nieszczęście?
— O nie, przeciwnie, przynoszę bardzo dobrą nowinę.
— Ah, mów, generale!
Diaz spojrzał na Roberta i Zorskiego.
— To dwaj moi przyjaciele. Może pan mówić wobec nich otwarcie — rzekł Juarez.
Odpowiedziawszy na ich ukłon, generał rzekł:
— Nie otrzymał pan moich dwóch ostatnich raportów. Wróg pochwycił je, dlatego przybywam osobiście. Wie pan zapewne, że Francuzi opuścili kraj?
— Owszem, wiem.
— Czy wie pan również, że Maksymilian przebywa w Queretaro i Veracruz. Komendantem Meksyku jest krwawy generał Marquez, łotr nad lotrami.
— Bóg da, że niedługo będzie sprawować swój urząd!
— Mam nadzieję. A teraz komunikuję panu, że oblegałem Pueblę i zdobyłem ją.
— Naprawdę? — zapytał Juarez ucieszony. — Wielki to postęp i sukces. Sennor Diaz, oto moja ręka! Dziękuję z całego serca.
Z chwilą zdobycia Puebli Maksymilian jest zgubiony i nie będzie mógł ujść.
Robert złożył błagalnie ręce:
— Sennor, błagam o litość dla niego!
— Ja również! — rzekł Zorski.