Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 81.djvu/2

Ta strona została skorygowana.
—   2254   —

fredem, jeśli nie chciał stracić go z oczu. Na wypadek, gdyby Meksykanin się odwrócił, zdecydowany, był przypaść do ziemi.
Minęli szereg drzwi, których Manfredo nie zamykał. Przeszli przez kilka wilgotnych krużganków. Meksykanin nie odwrócił się ani razu. Krużganek, w którym się teraz znaleźli, miał kilkoro drzwi. Przed jednymi Manfredo się zatrzymał. Odsunąwszy dwa mocne rygle żelazne, otworzył zamek i wszedł.
Robert nie wiedział, czy to nowy krużganek, czy więzienie. W pierwszym wypadku należałoby iść dalej, w drugim nie ruszać się z miejsca. Zaczął nadsłuchiwać. Ah, jakaś rozmowa! Więc te drzwi zamknęły więzienie. Podkradł się bliżej na palcach. Nikt go nie usłyszał.
— Pozostała panu tylko jedna droga ratunku — rzekł Manfredo.
— Jaka? — zapytał ktoś z pod ściany.
— Wie pan chyba dobrze, że zamknięty tu Mariano jest prawdziwym pana bratankiem, obecny zaś hrabia Alfonso tylko synem Gasparina Corteja?
— Tak.
— A więc stawiam dwa warunki. Jeżeli je pan spełni, wszyscy odzyskają wolność.
— Słuchamy.
Słowo to rzucił stary hrabia Fernando. Manfredo ciągnął dalej:
— Przede wszystkim złoży pan deklarację, że Alfonso jest oszustem, i każe go wraz z rodziną ukarać.
— Gotów jestem podpisać każdej chwili.