— Nieodwołalnie, Najjaśniejszy Panie.
— Uważasz, generale, że nie będziemy się mogli dostać na wybrzeże?
— Teraz już nie.
— Nawet zjednoczywszy wszystkie siły? Rozporządzam około trzydziestoma tysiącami bitnych żołnierzy. Czy masz i co do tego wątpliwości?
— Niestety, mam.
— Dlaczegoż to? — zapytał Maksymilian, nie ukrywając niechęci.
— Przede wszystkim nie dowierzam tym „bitnym“ żołnierzom. Powtóre, Porfirio Diaz zamknął nam drogę.
— Jesteśmy silniejsi od niego. Pokonamy go.
— Niechaj Wasza Cesarska Mość nie zapomina że, po oddaniu Queritaro i stolicy, znajdziemy się w wolnym polu bez żadnej osłony.
— Uważasz więc, generale, że wszystko stracone? — zapytał trwożliwie.
— Wszystko — odparł Mejia poważnie.
Znowu nastąpiła pauza. Cesarz patrzył ponuro przez okno. Potem odwrócił się ociężałym, wolnym ruchem.
— Powiem szczerze, generale, że prawie żałuję, iż nie podzieliłem niektórych pańskich poglądów.
Mejia ujął dłonie cesarza, ucałował i zrosił łzami.
— Dzięki, stokrotnie dzięki za te słowa, Najjaśniejszy Panie! Są mi nagrodą za wszystkie cierpienia, przeżyte w skrytości.
— Wiem, że jesteś mi wierny, generale. A więc,
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 81.djvu/26
Ta strona została skorygowana.
— 2278 —