Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 82.djvu/11

Ta strona została skorygowana.
—   2289   —

leżących do otoczenia Zorskiego?
— Owszem pan ma na myśl Grzmiącą Strzałę i kapitana, nieprawdaż?
— Tak. Oto sennor Robert, syn kapitana. Przybył z Polski, aby nas ratować. Dręczyliśmy się wszyscy w okropnej niewoli.
Usiedli i zaczęli opowiadać. Gdy André skończył, Robert poinformował Emilię o celu obecnej wizyty.
— Jakto? — zapytała Emilia. — Chce pan mówić z cesarzem? Nie wolno mi wiedzieć, jaki cel ma ta rozmowa, nieprawdaż?
— Zgadła pani. Muszę milczeć, choć jestem przekonany, że mogę mieć do pani pełne zaufanie.
— Ależ oczywiście! Jak długo zamierza pan tutaj pozostać?
— Nie wiem dokładnie. To zależy od odpowiedzi cesarza. Skoro ją otrzymam, wrócę do Juareza.
— Oh, czy zabierze mnie pan ze sobą? Czuję się tu bardzo niepewnie i nędznie.
— Oczywiście, zabierzemy panią! — zawołał mały André z entuzjazmem.
— Jestem tego samego zdania, co mój kolega, — rzekł Robert.
— Kiedyż pójdzie pan do cesarza?
— Natychmiast.
Wyszli. Andrè wrócił do venty, Robert udał się do klasztoru La Cruz.