— Byłby to krok szalony! Oto glejt — niech go pan zabierze.
— Pozwolę sobie jeszcze zapytać, czy nie było tu niejakiego doktora Hilaria z Santa Jaga?
— Uważam, że tego pytania nie słyszałem.
— Mogę tylko stwierdzić, że lekarz ten jest narzędziem w rękach wrogów Waszej Cesarskiej Mości; że byłoby bardzo wskazane relacyj jego słuchać z rezerwą.
— Rozumiem. Juarez obawia się runąć. Dlatego nie chce mnie schwytać i nakłania do ucieczki.
Cesarz wypowiedział te słowa obrażonym tonem. Robert odparł spokojnie:
— Oświadczam pod słowem honoru, że Juarez napisał tych kilka słów, które miałem zaszczyt przedłożyć Waszej Cesarskiej Mości, nie dla jakiejś spekulacji, a wyłącznie pod wpływem naszych próśb oraz głosu swego serca.
Po tych słowach skłonił się i wyszedł.
Cesarz sobie zdawał sobie sprawy z tego co uczynił. Zapomniał zapytać, czy Robert pozostanie w Querataro, czy też opuści miasto. Zapomniał również, że ze względów politycznych, należałoby ograniczyć wolność osobistą człowieka, który widział wnętrze miasta i może wszystko zdradzić Juarezowi. Myślał tylko o ostatnich słowach Roberta. Brzmiały mu w uchu, jak daleki grzmot. Ale zmarnował lekkomyślnie sposobność ratunku. — —
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 82.djvu/15
Ta strona została skorygowana.
— 2293 —