— Powiem tylko, aby oświadczyła gościom, których oczekuję, że wrócę za godzinę.
— Dobrze! Służąca jest na dole, u gospodyni. Zejdę na dół. Będę na panią czekać przed domem.
Major Orbanez odszedł.
Emilia przebrała się szybko. Na dole zapowiedziała duennie, że wróci po godzinie, i wyszła na ulicę, gdzie czekał major. Podeszła do niego.
Nie zdążyła nawet postąpić pięciu kroków, gdy schwyciły ją z tylu czyjeś mocne ramiona.
— Ratun — — —
Urwała, gdyż wpakowano jej chustkę między zęby, skrępowano ręce i nogi. Poczuła, że ją ktoś wsadził na konia. Para ramion trzymała ją tak mocno, że nie mogła wykonać najdrobniejszego ruchu.
Oddychała z wielką trudnością. Miała wrażenie, że jazda trwa wieki. Nareszcie stanęli.
Wyjęto jej chustkę z ust.
— Na miłość Boską, co to jest? — jęknęła — Musieliście się pomylić, sennores!
— O, nie! Wiemy dobrze jakiego schwytaliśmy ptaszka, — rzekł jeździec z uśmiechem.
Przywiązano Emilię do konia. Pułkownik ujął lejce i ruszył galopem.
Jechali tak przez jakieś trzy godziny. Po upływie tego czasu, przybyli przed ventę, samotnie stojącą przy drodze. Przez szpary okiennic widać było płonące w gospodzie światło.
— Popatrz no, Diego, kto tam jest we środku?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 82.djvu/17
Ta strona została skorygowana.
— 2295 —