Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 82.djvu/18

Ta strona została skorygowana.
—   2296   —

— Kilku vaquerów — odparł. — Najwyżej pięciu.
— Zsiądźmy więc i napijmy się czegoś. Odwiązać babę, wnieść do gospody!...
Przywiązali konie do bariery, umieszczonej przed ventą i weszli do gospody. — — —
Przy porwaniu Emilii z pod domu w Queretaro, obecny był major Orbanez. Gdy konie miały ruszyć, popełnił nieostrożność i zawołał:
— Szczęśliwej drogi do Tuli!
Jeźdźcy nie zwrócili na ten okrzyk uwagi, usłyszeli go jednak dwaj inni ludzie. — — —
Tuż przed dziewiątą, Robert i André ruszyli do Emilii.
Nagle usłyszeli wołanie:
Ratun — — —
Zatrzymali się.
— Cóżto takiego? — zapytał André.
— Ktoś woła o pomoc — powiedział Robert. — Mam wrażenie, że to kobieta.
— Nie dokończyła słowa. Zakneblowano jej usta.
— Musimy jej pomóc. Naprzód!
— Baczność. Podkradnijmy się wolno i cicho.
— Szczęśliwej drogi do Tuli! — zawołał ktoś.
W oka mgnieniu znalazł się Robert obok nieznajomego i chwycił go, wołając:
— Co się tu dzieje, łotrze?
— Nic! — syknął schwytany. Wykonał szybki