wraz ze swymi towarzyszami nie czuje się najlepiej. Przeciwnie, nie mają nawet żywności. Nie chciałbym być w ich skórze.
— Dziwię się jednak, — rzekł Mariano — żeśmy do nich dotychczas nie dotarli. Mają żelazne siły Od dziesięciu dni jesteśmy w drodze i, oprócz śladów, — nic.
— Nic? Nie bądź pan niesprawiedliwy, sennor! Mamy tu, co mieć można. Nie zapominajcie, że do ostatnich dni nie znaleźliśmy celu ich podróży. Byliśmy zdani na ślady, nie mogliśmy jechać na chybi trafi. Dzisiaj rano doszliśmy do przekonania, że ślady zostały odciśnięte przed pięcioma godzinami. Idę o zakład, że schwytamy ich jeszcze dziś wieczorem. Stawiam swoją sakiewkę przeciw waszemu hrabstwu.
— Sądzicie więc, że ich dzisiaj wieczorem mieć będziemy? — zapytał uradowany Mindrello.
— Jestem tego pewien, o ile oczywiście nie zajdzie coś niespodziewanego, — oświadczył strzelec.
— Biada łotrom! Ostatnia ich godzina wybiła. Naprzód, niech się spełni wasza przepowiednia!
Nagle góry rozstąpiły się, ukazując oczom jeźdźców szeroką dolinę, a pośrodku wioskę.
Jadąc po szosie, dotarli nasi jeźdźcy przed budynek, który się tym różnił od innych, że nad dziurą, tworzącą wejście, umieszczona była tablica. Widniał na niej wypisany pastą do butów napis:
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 83.djvu/12
Ta strona została skorygowana.
— 2318 —