zwierzę było tak przeraźliwie chude, że chciało się nad nim zapłakać. Gospodarz dosiadł „wierzchowca“ i ruszyli wszyscy na zachód. Okazało się, że wygląd kłapoucha nie odpowiadał jego tężyźnie, gdyż osioł dzielnie dotrzymywał kroku koniom, coprawda wyczerpanym długą podróżą. Po upływie godziny dotarli do podnóża górskiego; stąd prowadziła stoma ścieżka. Ruszyli. A po krótkim czasie dotarli do wąskiej kotliny, wspinającej się w góry.
— Wspinając się przez dwie godziny pod górę, dotrzecie do tego miejsca, położonego naprzeciw Czarciego Źródła. Droga, po której jadą zbiegowie, wije się po drugiej stronie wieloma zakrętami i zabierze sporo czasu. — — — Cielo! Cóż to?
Po ostatnich słowach spojrzał w kierunku drogi dla jedźców i ujrzał psa. Zwierzę rozstawiło przednie nogi i, najeżywszy sierś, patrzyło błyszczącymi oczami w górę. Idąc za wzrokiem psa, cała kompania ujrzała na górze, w odległości dwustu metrów jakieś leżące ciało.
— Santa Madonna! — zawołał gospodarz. — To chyba koń!
— Koń? — zapytał Mariano. — Ależ tak, macie rację, widzę teraz wyraźnie. Musimy to zbadać. Jazda na górę!
Przybywszy szybko na miejsce, jeźdźcy zatrzymali konie z okrzykiem przerażenia. Ujrzeli pławiącego się w kałuży krwi człowieka. Był to Manfredo zamordowany.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 83.djvu/16
Ta strona została skorygowana.
— 2322 —