Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 83.djvu/8

Ta strona została skorygowana.
—   2314   —

dnią łapą zaczął drapać jedną ze ścian. Bacznie obejrzawszy ścianę, ku najwyższemu zdumieniu odkryto, że mieszczą się w niej tajemne drzwi, a obok nich maleńkie wgłębienie. Grandeprise włożył rękę i przycisnął: w tejże chwili ściana się rozsunęła.
— Do licha! — zawołał strzelec ze zdumieniem. — Doktór Hilario znał jeszcze jedno wyjście, którego nie ma na mapie. Ten klasztor jest prawdziwym labiryntem. Jazda, naprzód! Dosyć długi korytarz kończył się prostopadłym murem. Czujny pies zaczął go obwąchiwać. Po długich poszukiwaniach odkryto jakiś niepozorny guzik, naciśnięto — — i mur się rozstąpił. Wszyscy stanęli nagle w pełnym świetle słonecznym. Przez gałęzie drzew widać było z góry mury klasztorne.
Pies chciał iść za śladami, prowadzącymi w dół, lecz Grandeprise wstrzymał go i, zwracając się do towarzyszy, rzekł:
— Stać! Zagadka jest rozwiązana. Już wiemy, którędy te kanalie zbiegły. Teraz nie wolno tracić czasu. Panie majorze, czy pan użyczy nam psa do ścigania złoczyńców?
— Chętnie. Ale chyba nie zamierza sennor puścić się w pogoń w pojedynkę?
— Nie — odparł Grndeprise. — Poszukam jeszcze kilku tęgich ludzi, którzy lubią polowania.
— Niech pan nie zapomina, — rzekł Mariano — że mamy z tymi ludźmi wielkie porachunki. Idę z panem! Sądzę, że nie będzie się sennor sprzeciwiać.