klasztoru. O ile mi wiadomo, nie było tam żadnego lekarza. Czy możesz mi tego Floresa opisać?
Robert spełnił prośpę. W miarę jego słów zdumienie Zorskiego rosło coraz bardziej.
— Nie przeczuwasz nawet, kogo wziąłeś do niewoli. To z pewnością stary Hilario! Czy możesz się do niego dostać?
— Ależ oczywiście!
— Chodźmy zaraz! Wejdziesz naprzód sam, chcę go bowiem zaskoczyć.
— Dobrze. Biada, jeżeli jest Hilariem! Pójdę wtedy do generała i opowiem wszystko.
Udali się do więzienia.
Na progu celi zjawiła się wysoka postać Zorskiego. Hilario zaczął bić dokoła rękami, jęcząc:
— Zor — Zor — Zor —. Nie mógł wykrztusić do końca nazwiska doktora. Bełkotał coś niezrozumiale. Podniósłszy ręce, chwiał się przez jakiś czas to w jedną, to w drugą stronę, wreszcie zwalił się jak podcięty snop. Z ust potoczyła się piana.
Robert odwrócił się. Zorski ukląkł, aby zbadać starca. Po chwili wstał i rzekł:
— Sąd nie potrzebny. Bóg go już sądził.
— Ah! Nie żyje?
— Nie umarł jeszcze.
— Czy można go uleczyć?
— Nie. Zginie wśród straszliwych bólów, nie tracąc do ostatniej chwili przytomności.
— Okropność!
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 84.djvu/22
Ta strona została skorygowana.
— 2358 —