— Z czyjego polecenia?
— Posłało mnie do Zapoteki własne serce. Mogę panu jednak ponadto w zaufaniu powiedzieć, że poleciła mnie to pewna osoba, której nie chciałabym wskazywać palcem. Wystarałam się u Escobeda o list żelazny. Dzięki niemu dostałam się do Juareza.
— Wizyta była daremna?
— Niestety. Wracam z niczym. — W oczach księżnej stanęły łzy. Ciągnęła dalej: — Boże mój, jakiż ten Juarez twardy i nieczuły!
— Myli się pani. Tylko pozornie wygląda na człowieka nieprzystępnego i twardego. W istocie to człowiek wielkiego serca, pełen zrozumienia i współczucia dla innych. O co pani go prosiła?
— O darowanie cesarzowi życia. Dał odpowiedź więcej niż twardą, nieuprzejmą, niegrzeczną. Oświadczył, że cesarz sam rozporządził swym życiem, że, jako prezydent, nic dlań zrobić nie może.
— Niech pani posłucha! Juarez miał racje, twierdząc, że cesarz sam rozstrzygnął definitywnie o swym losie. Zapoteka chciał go uratować, nawet wysłał mnie z wyraźnym poleceniem uratowania cesarza.
— Mój Boże! Nie uwierzyłabym, gdyby mówił mi to kto inny. Pan był u cesarza?
— Tak. Przed kilkoma dniami. Ale odprawił mnie z kwitkiem.
— Panie poruczniku, — rzekła księżna, ujmu-
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 84.djvu/26
Ta strona została skorygowana.
— 2362 —