jąc Roberta za rękę, — jestem niesłychanie wdzięczna za oświetlenie sytuacji.
— Chciałem tylko pani dowieść, że Juarez nie był wobec pani ani niegrzeczny, ani źle wychowany. Poprostu zapewnił panią w dyskretny, dyplomatyczny sposób, że zrobi wszystko, aby spełnić pani prośbę.
— Uważa pan więc, że cesarz jest zgubiony?
— Nie, choć przyznaję, że niełatwo go będzie uratować. Nastąpić to może jedynie wtedy, gdy sam zapragnie ratunku. Dotychczas nie chciał.
— Jestem panu niezmiernie wdzięczna i postaram się skorzystać z pańskich rad natychmiast. Więc mogę mówić o panu z cesarzem.
— Owszem. Niech go pani zapewni o mojej życzliwości. Niech go pani prosi usilnie, aby mnie chciał wysłuchać przy najbliższym spotkaniu.
Pożegnali się serdecznym uściśnięciem ręki. Księżna wróciła do miasta pełna nadziei, że jednak wyjście się znajdzie. — — —
Minęło kilka dni. Nastał ranek 14-go maja. Generał Velez odbył z Robertem długą naradę.
W namiocie czekał nań André, który przebywał w kwaterze głównej, wypatrując spotkania z Emilią.
— Dlaczego taka ponura mina, panie poruczniku? — zapytał.
Robert nie odpowiedział. Przeszedłszy się kil-
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 84.djvu/27
Ta strona została skorygowana.
— 2363 —