kanaście razy wzdłuż ciasnego namiotu, przystanął przed strzelcem i zapytał:
— Gdzie jest Zorski?
— W obozie Escobeda.
— Musimy osiodłać konie i jechać do niego!
— Poco?
— Niech pan o to nie pyta!
Po upływie dziesięciu minut opuścili kwaterę wodza. Przypuszczania André’go okazały się słuszne. Zastali go w mieszkaniu. Zdziwił się nieco, gdy obydwaj zziajani towarzysze stanęli na progu.
— Dlaczegoście tak pędzili? Musiało się stać coś ważnego.
— Owszem. Możemy mówić swobodnie?
— Najzupełniej. Skądże jednak to pytanie?
— Mam ci właśnie coś niezmiernie ważnego do zakomunikowania.
To sprawa ściśle poufna — rozpoczął Robert. — Dzisiejszej nocy opanujemy Queretaro.
André skoczył na równe nogi.
— Naprawdę? Nareszcie! Ah, jakże się cieszę!
Zorski zapytał:
— Czy miasto ma być wzięte szturmem? Escobedo nic o tym nie mówił.
— Queretaro zostanie zdobyte dzięki zdradzie. Pułkownik Lopez otworzy generałowi Velezowi furtę wypadową. Przybyłem tu z tą wiadomością do ciebie, gdyś jesteś mi potrzebny do przeprowadzenia trudnego zadania. Chcę uratować cesarza.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 84.djvu/28
Ta strona została skorygowana.
— 2364 —