Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 84.djvu/4

Ta strona została skorygowana.
—   2340   —

się nie udało. Pułkownik zacharczał i upadł na ziemię.
Szybkim ruchem wyciągnął Robert chustkę do nosa, skneblował nieprzytomnego pułkownika, zdjął z biodra lasso i związał mocno ręce i nogi jeńca tak, by się pułkownik po obudzeniu nie mógł ruszyć.
Potem wziął go na plecy i ruszył do swego konia, dosiadł i, podtrzymując pułkownika, ruszył naprzód, z początku wolno i ostrożnie, potem coraz szybciej, o ile oczywiście pozwalały na to ciemności i rodzaj terenu.
Zamiast zdążać w dawnym kierunku, kóryby go szybko zaprowadził do przednich posterunków republikanów, jechał prosto. Po pewnym czasie zaczęto nań wołać. Przystanął. Wylegitymował się umówionym hasłem i zapytał stojącego w pobliżu oficera:
— Kto jest waszym dowódcą?
— Generał Hernano — odparł zapytany.
— Zaprowadźcie mnie do niego jak najprędzej. Na pierwszą planowany jest przeciw wam atak.
— Do kroćset! Kogoż wieziecie na koniu?
— Jeńca. Nie traćmy jednak czasu na szczegóły. Spieszmy!
Zaleciwszy żołnierzom największą czujność, oficer udał się z Robertem na swój posterunek. Dosiadł tu konia, po czym pognali jak wicher do kwatery generała.