Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 84.djvu/9

Ta strona została skorygowana.
—   2345   —

ków, którzy potrafią zaatakować Escobeda i zmusić do odstąpienia od miasta.
— Hm. Trzeba będzie zwiększyć czujność.
— Aby odciągnąć csearza od myśli tego rodzaju, Miramon gra przed nim komedię.
— Otoczymy las i zawiadomimy o tym oblężonych przez parlamentariusza.
— Do licha! To gra niebezpieczna. Te łotry nie uznają parlamentariuszy. Zakłują naszego wysłannika.
— Nie obawiam się tego, oczywiście, o ile wysłany będzie człowiek, który potrafi z tymi ludźmi gadać.
— Nie zapominajcie, że to nie wojsko regularne, tylko zwykła banda. Żaden z mych oficerów nie odważy się być parlamentariuszem.
— Czyżby? W takim razie zgłaszam się i proszę o tę godność — rzekł Robert.
— Co? Chcecie pertraktować z gueriliami? — zapytał generał zdumiony. — Ależ to pewna śmierć!
— Wcale nie mam ochoty, aby mnie rozstrzelano, lub powieszono. Dajcie mi tylko odpis rozkazu Miramona.
— Każę zaraz zrobić kopię, po czym odeślę oryginał naczelnemu wodzowi.
Generał wręczył jednemu z oficerów kartkę Miramona. Kopię sporządzono w jednej chwili, po czym Hernano ciągnął dalej: