publicznej wiadomości, żeś mi polecił pertraktować z generałem Velezem? Złapałeś się we własne sieci. Spotka pana taki sam los, jakiś chciał zgotować cesarzowi.
Lopez oddalił się po tych słowach z pogardliwym uśmiechem na ustach.
Miramon uzbroił się. Czuł jednak, że opór jest daremny. Wzięto go do niewoli razem z cesarzem i Mejią.
Od tej chwili siedział w więzieniu, zatopiony, w ponurych myślach i wspomnieniach.
Był niezdolny do skruchy. Nawet spowiednikowi nie udało się skłonić go do niej. — —
Jedno z pism amerykańskich podało następującą wiadomość:
Widać z tego, że zagranica nie miała wątpliwości, co do losu jeńców. Każdy rząd ma prawo do uznawania za zdrajców i karania tych, którzy siłą i podstępem godzą w podwaliny państwa. Zasadą tą kierował się sąd, wydając wyrok śmierci. Miano go wykonać 19-go czerwca, na położonym we wschodniej części miasta Cerro de las Campanas.
Gdy nadszedł ranek dnia egzekucji, w Queretaro panowała głucha cisza, choć nikt nie spał tej nocy. Na plażach, placykach i uliczkach tłoczyli się obywatele, żołnierze, vaquerzy konni i piesi. Wszyscy pragnęli się przyjrzeć egzekucji człowieka, który był cesarzem.