również i Gerard, dotarł do Potosi, Zorski udał się natychmiast z Robertem do prezydenta. Choć Juarez był zawalony pracą, zostali przyjęci.
Juarez mówił poważnie o smutnej śmierci cesarza.
Mówił głosem uroczystym i smutnym. Wzruszenie malowało się również na twarzach obydwu słuchaczy. Po pauzie Juarez zapytał:
— Wkrótce opuścicie Meksyk, nieprawdaż?
— Przypuszczam — odrzekł Zorski. — Ale jakiś czas jeszcze będziemy musieli pozostać pod pana opieką, sennor.
— To mnie cieszy. Możecie być pewni, że zrobię dla was wszystko, co w mojej mocy. Przed wyjazdem trzeba skończyć sprawę Rodrigandów, oczywiście w zakresie, należącym do kompetencji trybunału meksykańskiego.
Do jakiego sędziego mamy się zwrócić?
— Do mnie. Postaram się, aby sprawę ujęły sprawiedliwe ręce. Jeńcy znajdują się jeszcze w klasztorze della Barbara? Jeżeli tak, sprowadźcie ich. Sprowadźcie również Marię Hermoyes, starego haciendera Pedra Arbelleza wraz z córką i Indiankę Karię.
— Tu do Potosi?
— Nie. Udam się do stolicy. Tam niech przybędą jeńcy.
— Rozprawa będzie jawna?
— Oczywiście.
Do transportu jeńców z klasztoru della Barbara
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 85.djvu/17
Ta strona została skorygowana.
— 2381 —