Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 85.djvu/23

Ta strona została skorygowana.
—   2387   —

dzaju tej o doktorze Zorskim. Z radości podskoczyłem wtedy do góry i poczułem się jak ryba w wodzie, pamiętasz? Ale teraz — — ah, czy to ktoś pukał, Ludwiku?
— Tak, panie kapitanie.
Ludwik otworzył. Listonosz wręczył depeszę. starzec szybko chwycił i, przeczytawszy kilka razy pod rząd, wyciągnął ramiona, wołając:
— Hura, hura! Ludwiku! Ośle kwadratowy! Stary bałwanie! Zdejm mi te filcowe buty!
Zerwał się i zaczął ściągać szeroko buty. Ludwik patrzył ze zdumieniem.
— Ależ, panie kapitanie! Buty — — bóle!
— Bóle? Androny! Nic mnie nie boli! Zdrów jestem. Reumatyzm diabli wzięli! Czy znasz treść telegramy? Nie? Otóż dowiedz się, że wszyscy przyjeżdżają, wszyscy! Jutro tu będą wraz z doktorem Zorskim. Hura! Wiwat! Zostawiłem swój reumatyzm w butach. Popatrz, jak żwawo się ruszam!
Istotnie pan kapitan chodził po pokoju żwawym krokiem. Po chwili zawołał:
— Idę natychmiast do willi Rodriganda, aby wręczyć telegram.
— Czy aby pan kapitan potrafi dojść? — niepokoił się Ludwik.
Nie było odpowiedzi. Starzec zeszedł po schodach na dół i pomaszerował przez las do willi Rodriganda. — — —
Mieszkańcy pięknego majątku Rodriganda byli już poinformowani o wszystkim, co zaszło w Meksyku. Przed niedawnym czasem przyszła wiadomość