wprost palić pieniądze, w tej chwili nie ma możności podpisywania czeków. Wiedziałem tylko, że ma przy sobie dwa niezmiernie cenne pierścionki z brylantami, szczęśliwie, że jestem w posiadaniu szczegółowego ich opisu. Obawiałem się, że nie mając pieniędzy, pozbędzie się którego z nich za bezcen, lub że pozwoli się okraść. Udałem się prosto do Scotland Yardu, dałem ogłoszenie i wczoraj w nocy otrzymałem wiadomość, że właśnie pan, panie Dumphry, jest w posiadaniu tych klejnotów i że zanosił je pan do niejakiego pana Clew, do oceny.
— Niepotrzebnie mówi pan niejaki pan Clew, jest tylko jeden Clew, jubiler. To mój przyjaciel.
— Przepraszam. Nie miałem zamiaru pana obrażać. Wobec tego zjawiłem się u pana.
— Czem więc mogę panu służyć?
— Przedewszystkiem możeby pan mógł podać mi adres pana Ranley.
— Niestety nie, nie mam pojęcia gdzie się znajduje.
— To trudno. Poszukiwania są w toku. Przypuszczam, że nie będą bezowocne. Tymczasem może pan będzie taki dobry i odda mi powierzone sobie pierścionki, wystawię panu na nie najformalniejszy kwit.
— Nic podobnego. Zjawił się pan do mnie iako doktór Pinkham. Jest nim pan nawet prawdopodobnie. Trudno jednak wymagać ode mnie, żebym w to wierzył. Pierścionki oddam albo temu, króry mi je powierzył, albo też prawnie przez niego upoważnionemu odbiorcy, poza tem nikomu.
— Ależ panie Dumphry, to absurd, jeśli wolno mi być szczerym. Scotland Yard — policja! uwierzyła w tożsamość mojej osoby.
— A cóż mnie to może obchodzić?
Strona:Tajemnicza misja pana Dumphry.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.