— A gdybym sprowadził z sobą oficerów ze Scotland Yard, żeby oni z panem pomówili na ten temat?
— Wątpię, czyby przyszli. Jeżeliby nawet to zrobili, to mogę pana zapewnić, żeby tego później bardzo żałowali. Mało mam czasu, nie chcę pana zatrzymywać. Jutro rano, o jedenastej, ma tu przyjść pan Ranley. Jeżeli się zjawi, mogę pana upewnić, że oddam mu pierścionki. Co pan, czy Scotland Yard będziecie robili później, to już mnie nic a nic nie obchodzi.
— Wobec tego czy, według pańskiego zdania, mógłbym czekając jutro o jedenastej, na ulicy... czy mógłbym go zobaczyć?
— Nie wiem. Onegdaj po raz pierwszy w życiu widziałem tego człowieka. Chyba pan powinien wiedzieć lepiej ode mnie, czy on dotrzymuje swoich zobowiązań, czy nie.
— W każdym razie spróbuję. Moje uszanowanie, panie Dumphry. Dziękuję panu bardzo.
— Moje uszanowanie.
Złość to dziecinny i przemijający nastrój. Pan Dumphry był zły, że dał się Ranley’owi nabrać. Zły humor minął, gdyż nie dał się nabrać panu Pinkham. Wraz z powracającym spokojem zaczął się nawet zastanawiać, czy nie był zbyt opryskiwy dla doktora.
Wróciwszy do domu oznajmił, że odrzucił ostatecznie propozycję wyjazdu do Rosji.
— Jakże się cieszę, — odpowiedziała pani Dumphry. — Ten kawior niezupełnie świeży, a któż może w obcym kraju osądzić, jaki on jest, zbyt często powoduje...
— Tak, moja droga, tylko, że ja myślałem o pieniądzach, nie o kawiorze. Dziś miałem zupeł-
Strona:Tajemnicza misja pana Dumphry.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.