owym zakrwawionym murem. Więźniowie przeszli obok kobiety, i spojrzenia tych trojga istot ludzkich zlały się w jeden strumień, niby trzy strugi gorących łez. Spojrzeniem powiedzieli sobie wszystko. I nie rozumiejąc się, zrozumieli siebie duszą całą.
Z wywołanego tem spotkaniem wzruszenia otrząsnęli się Zwadowie w poczekalni czrezwyczajki. Starszy konwoju poszedł do komisarza zameldować o przybyciu.
Komisarz znajdował się w biurze śledczem w pokoju obok. Siedział rozparty za stołem, pił czaj[1] i dłubał w nosie. Ponieważ sekretarka jeszcze nie przyszła, sylabizował osobiście okólnik tej treści:
Do wszystkich[2].
Na kolejach i drogach wodnych od niejakiego czasu zauważyć się daje szereg podejrzanych osobistości. Są to przeważnie młodzi mężczyźni, z wyglądu wojskowi. W rozmowie zdradzają akcent cudzoziemski, z celu drogi tłumaczą się mgliście. Wszyscy podążają w kierunku północnym.
Z wiarogodnych źródeł wiadomo nam, że są to legjoniści-Polacy, przedzierający się na Murmańsk, aby się połączyć z bandami Anglo-Francuzów[4] i wraz z niemi zatopić nóż w plecach rewolucji.
Rozkazujemy: podejrzanych łapać i odstawiać dla ukarania do najbliższych władz. Jest to obowiąz-