Strona:Tamta.djvu/004

Ta strona została uwierzytelniona.

— Obiecałem, Joanno, ożenić się z tobą, jeżeli wyjść za mnie zechcesz.
— Obiecałeś coś podobnego! Ale jakimże sposobem i dlaczego ojciec żądał tego od ciebie?
— „Dlaczego?” zrozumiéć to łatwo! ale „jakim sposobem?” to w saméj rzeczy dość dziwne. Jakim bowiem sposobem mógł ojciec przypuszczać, że ty się na to zgodzisz?
I spojrzenie Raula znowu szukać zaczęło oczu Joanny, na któréj twarz rumieniec uderzył. Potém, podając mu rękę, z prostotą wyrzekła:
— Stary mój przyjaciel odgadł serce moje.
Nastała długa chwila milczenia.
Raul trzymał w swojéj dłoni rękę, którą mu tak chętnie oddała Joanna, ale nie poniósł jéj do ust, ani uściskiem jéj nie tulił.
— Jesteś tak szczerą, że i mnie to do szczerości obowiązuje. Przedewszystkiém dziękuję ci za to wyznanie, za które inaczéj pragnął-bym módz podziękować.... Dajesz mi do zrozumienia, Joanno, że ci nie jestem obojętny, a ja.... wyznać ci muszę, że cię nie kocham wcale. To dziwactwo, istne szaleństwo, nie prawdaż? Ale istocie, takiéj, jak ty, uroczéj, mogę bez obrazy coś podobnego powiedziéć.... Tylu innych musiało już do ciebie wręcz innemi słowy przemawiać! A zresztą.... ja jeden tylko pożałowania jestem godzien.
Joanna zbladła niezmiernie; łzy, z trudnością powstrzymywane, stanęły jéj w oczach.
— Pocóż więc przyrzekałeś ojcu? — spytała, napół zdziwiona, napół obrażona, a przedewszystkiém ciekawa przyczyny i.... mimo wszystko ujęta tonem przyjaznego zaufania i niezwykłéj szczerości, który tę dziwną rozmowę cechował.
— Mogłem-że się wahać w tak uroczystéj chwili? mógłżem odmówić czegokolwiek umierającemu ojcu? Sama powiédz, Joanno, czy mogłem? A jednak, wyznaję, nie wiem czy roztropną, czy słuszną jest rzeczą podobnych zobowiązań wymagać. Ja-bym się na to nie zdobył. Ale każdy tak postępuje, jak mu sumienie każe.
Oparł czoło na ręku i dumać zaczął, zamyślony i ponury.
Z kolei Joanna wpatrywała się teraz badawczo w twarz Raula, który, o jéj obecności zapomniawszy, pogrążał się w du-